Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

nie czekając, pobiegł, o ile mu sił starczyło, do kuchni dla wypełnienia rozkazów pana.
Moutier patrzał na to i słuchał wszystkiego wielce oburzony.
— Przepraszam, rzekł, najpokorniej dziękuję za obiad, bo też nie przychodzę do pana jako gość, lecz pragnąłem jedynie dowiedzieć się czegoś o pani Blidot. To co usłyszałem od pana, aż nadto mi wystarcza; uważam ją za najlepszą, za najzacniejszą w całej wsi osobę i z przyjemnością powierzę jej mój skarb, jaki posiadam.
Gospodarz zapienił się z wściekłości przy pierwszych wyrazach Moutiera; lecz kiedy jednak usłyszał o skarbie zmienił się natychmiast do niepoznania. Z wyrazem najsłodszym na twarzy chciał pochwycić gościa pod ramię, ale ten z taką siłą odepchnął natrętnego pochlebcę, że kapitan obawiając się aby gospodarz nie rzucił się na jego pana ugryzł go w rękę i w nogę i byłby niezawodnie skoczył mu do gardła, gdyby Moutier nie pochwycił psa za obrożę.
Dość widział i słyszał, mógł więc już powrócić napowrót do gospody pod znakiem Anioła Stróża.

IV.
Piotr, przezwany, Piotrem-gałaniarzem.

Moutier wszedłszy do pokoju oberży nie zastał nikogo. Zwrócił się więc do ogrodu, do którego drzwi były otwarte. Obejrzawszy kwiaty