Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

— Nasze rachunki nie będą takie wielkie a niezmiernie mię natomiast cieszy pańska upragniona wizyta, bo wówczas przekonasz się pan także, jak się obchodzę z dziećmi. Weź to mój Jakóbie i zanieś do wypróchniałego drzewa przy studni, bo biedny Piotrek nie powinien iść spać bez kolacyi.
Jakób z radością pochwycił paczkę z mięsem i chlebem, wziął Pawła za rękę i obaj udali się drogą do studni, gdyż jak im opisała pani Blidot, znajdowała się ona o jakie sto kroków od gospody pod Aniołem Stróżem.
Tu w spróchniałem drzewie Jakób złożył paczkę i wkrótce też ujrzeli Piotrka biegnącego z dzbankiem po wodę. Napełniwszy dzbanek, Piotrek wyjął paczkę, otworzył, zjadł prędko część tego co zawierała a resztę złożył na powrót w otworze. Po czem pożegnawszy się z Jakóbem odszedł nadzwyczaj uradowany.

V.
Rozstanie.

Dzień upłynął wesoło dla wszystkich mieszkańców gospody pod Aniołem Stróżem. Dzieci bawiły się, zjadły ze smakiem kolacyę i wcześnie udały się na spoczynek.
Moutier dopomagał pani Blidot i jej siostrze w obsługiwaniu gości a następnie kiedy dzieci