Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

— Mamo, przyrzekłaś panu Moutier, że będziesz posyłać jedzenie dla biednego Piotrka; widziałem go właśnie, jak biegł do domu z wielkim bochenkiem chleba pod pachą. Dał mi znak że niezadługo pójdzie do studni po wodę. Czy nie dałabyś mi czego, żebym mu zaniósł.
— Dobrze moje dziecko, odpowiedziała pani Blidot, oto resztki mięsa i kawał chleba; połóż je w wypróchniałem drzewie, a na przyszłość żebym o tem nie zapomniała, przypominaj mi zawsze o Piotrku przy obiedzie.
— Dziękuję mamie, rzekł Jakób. Jesteś równie dobra jak p. Moutier.
Jakób szybko pobiegł do studni z otrzymanym prowiantem. Wkrótce też ujrzał Piotra zdążającego ze dzbankiem po wodę; szedł wolno ocierając oczy. Otrzymawszy paczkę od Jakóba, chciwie zjadł i chleb i mięso przysłane od pani Blidot. Wypił trochę wody z dzbanka, pożegnał Jakóba i wrócił do domu.
Tak mijały szczęśliwie dni dla Jakóba, dla Pawła i reszty mieszkańców gospody pod Aniołem Stróżem, tylko dla biednego Piotrka były one dniami smutku, gdyż właściciel oberży obchodził się z nim niegodziwie. Często też Jakób pomagał mu w ciężkiej, mozolnej pracy, nie odpowiedniej jego siłom.
Kiedy zaś kazano mu odnieść coś nadzwyczaj ciężkiego i Jakób i Paweł dopomagali mu i nieśli z nim wspólnie aż po za granicę wsi;