Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

czył że pójdzie poszukać go w kieszeni gospodarza.
— Nie trudź się daremnie mój kochany, rzekł Moutier, nie potrzebuję wcale klucza i zobaczysz jak sobie poradzę. Jakoż uderzył samym sobą we drzwi, ale drzwi nie ustąpiły, uderzył po raz drugi, drzwi zatrzeszczały i wypadły z zawiasów. Piotr prawie umierał ze strachu, nie śmiał wcale wyjść z ciemnego zakątka. Jakób zaczął go uspakajać, wytłumaczywszy dlaczego pan Moutier wyważył drzwi i zawiadomił nadto, że jego pan wkrótce przez żandarmów zostanie aresztowany. Piotrek zaledwie uwierzył w swoją wolność, w nadmiarze radości rzucił się do nóg Jakóbowi, i panu Moutier i objął jego kolana. Moutier bronił się mówiąc, że to nie on, ale Bóg uwolnił go z zamknięcia.
— Ja myślałem, że to pan i poczciwy Jakób, odpowiedział chłopak.
— Nie przeczę temu ale zawsze przy pomocy miłosiernego Boga. Nie rozumiesz więc, widzę to dobrze, ale przyjdzie taki dzień, że mnie zupełnie zrozumiesz. Teraz zaś chodź ze mną, zaprowadzę cię do księdza proboszcza.
— O proszę pana, mówił chłopiec składając ręce, tylko nie do księdza proboszcza.
— Dla czegóż to? odezwał się Moutier zdziwiony. Cóżeś to zrobił proboszczowi, że się go tak boisz?
— Nic mu dotąd nie zrobiłem, ale przeciwnie