— Jest to wyborne ciasto z rodzynkami, odparł generał.
— Aha, to tak jak legumina z jabłek, którą to zawsze przyrządza ciotka.
— Oj ty paplo, baba tysiąc razy lepsza od leguminy, odparł generał.
W tem miejscu też zaczął wyliczać potrawy mające się podać na uczcie weselnej.
— Co to jest marcepan? zapytał znowu Jakób.
— Przepyszne ciasto, wyrobione z cukru i migdałów.
— To z tych migdałów, co my zawsze wybijamy z nich mleko?
— E! daj mi pokój, rzekł znudzony generał. Po czem zwróciwszy się do pani Blidot dodał: Pani dzieci są strasznie jeszcze ograniczone. Jedno mię pyta, czy baba jest to legumina wyrabiana przez ciotkę, drugie znowu baje coś tam o mleku migdałowem. Chłopcy najwyraźniej o niczem nie mają pojęcia.
Na to powiedzenie generała, Jakób jakby doskonale rozumiał o co właściwie idzie, rzekł filuternie:
— Tego co pan mówi, nie pojmuję zupełnie, a Pawła znowu nie interesują wcale ani uczty ani obiady.
Co powiedziawszy zawinął się i uciekł do ogrodu.
Tym sposobem dzień zeszedł dla wszystkich bardzo wesoło.
Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/99
Ta strona została skorygowana.