Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/013

Ta strona została skorygowana.

spuszczał się długi a wązki fartuszek, w domu zwykle płócienny, a od stroju rąbkowy, powiewny jakby biała szarfa. Stanik twardy i długi, dosadnie zarysowywał utoczenie kibici. Rękawy podobne do męzkich, wydęte, rozporkami zatrzęsienie, ściągały się u dłoni pod koronkowy mankiet, a z ramion tworzyły dwie wypukłe bańki, niby dwie podpórki mające podtrzymywać równowagę krézy. Ta ostatnia bywała najrozmaitszych rodzajów: czasem grubo rurkowana, a mała w obwodzie, czasem znów cieniuchna, ledwie troszeczkę falująca, a za to szeroka jakby tarcza. Z jéj środka, niby pisklę z gniazda, wystawała główka gładka i mydłkowata, bo przy krézie, wszelkie bogatsze ufryzowanie stawało się niemożebném; głowa musiała być maleńką i okrągluchną, ażeby mogła poruszać się swobodnie w téj ciasnéj, ostro-prążkowanéj konsze. To téż wszystkie włosy podczesywano w górę i zaplatano w jeden warkocz, którego kręgi ukrywały się z tyłu pod czarną axamitną bramką, lub pod czółkiem z różnobarwnych wstążek.
Białogłowa idąca do kościoła, zarzucała jeszcze na suknie płaszczyk osobliwszy a prześliczny; kładł on się pod krézę, z którą stanowił niby jedną całość; uszyty po prostu w kwadrat, z muślinu lub lekkiéj wełny, niemiał rękawów ani żadnych ozdób, tylko pod szyją był lekko zmarszczony, i cały w podłuż karbowany, tak że kobiéta szła spowinięta od stóp do głowy, w jeden wielki a miękki wachlarz.