Czasem, gdy płaszczyk się odchylił, można było dojrzéć jeszcze inny jaki szczegół, cechujący ubranie ówczesnéj Gdańszczanki; naprzykład cięgaturę, czyli ów sznur nieodstępny jakim się okręcała w pasie, a którego jeden koniec opadał na fartuszek, podczas kiedy drugi, opatrzony całym pękiem kluczyków, igielników, nożyczek i szydełek, wpuszczany był zazwyczaj do bocznéj kieszeni. Na tym sznurze przewieszano téż i facolet, czyli chustkę od nosa, gdy rączka strudziła się jéj trzymaniem; a i chustka była wzorzysta, chwaścikami u czterech rogów zakończona, i rączka schludnie zawinięta w rękawicę o misternych wyszywaniach.
Panowie i panny widocznie byli zadowoleni ze swojéj strojności, bo szli z piersią wydętą jak u pawia, zérkając na przyglądające im się tłumy. Ale pan Kaźmiérz patrzył obojętnie; podobnych strojów, mniéj lub więcéj wykwintnych, mógł codzień widywać krocie; podobny orszak weselny, to w ludnym Gdańsku nie nowina. Dopiero za szeregami panien, dostrzegł coś takiego co go naprawdę zadziwiło, coś tak nadzwyczajnego, że oparł obie ręce o czekanik, aby wspiąć się na palce i lepiéj zobaczyć.
Szła Panna Młoda[1] między dwiema druchnami. Wszystkie trzy miały suknie z najprzedniejszéj białawo-płowéj «pawłoki» (która, jak wiadomo, była uprzywilejowaną tkanką szat koronacyjnych), a na sukniach płaszcze okrągłe purpurowe, z gronostajowemi wyłogami u przodu, z bogatą klamrą u spięcia. I, o dziwo! płaszcze
- ↑ Na 14-m obrazku powyższego Zbioru Müllera, widzimy właśnie taką Pannę Młodą, między dwiema Druchnami, w ubraniach wedle dawnego obyczaju. Sponsa in habitu antiquo Jest-to jedyny w całéj xiążce rysunek, nakreślony z prawdziwą estetyką, i z widoczném rozlubowaniem się w przedmiocie, co dowodzi, że jeżeli na innych kartkach artysta nie rozlał podobnéj poezji, to nie dlatego aby nie umiał jéj odczuć lub wyrazić, ale że jéj nie odnajdywał we współczesnych sobie postaciach.