rucznik od Marynarki Jego Królewskiej Mości Władysława IV, był wyraźnie stworzony do dwóch rzeczy: do bicia nieprzyjaciół i podbijania serduszek. Wysoki a smukły, mocny a zwinny, wdzięczący się a zuchowaty, lubił każdemu i każdéj blizko zaglądać w oczy. Twarz miał ogorzałą porządnie od morskich nawałności, a jędrną jak spiż, i przy każdém wzruszeniu wybuchającą rumieńcami, które przelatywały szybko niby błyśnięcie lontu. I piwne jego źrenice były tak pełne iskier, że gdy się w kogo bystro wpatrzył, to go temi oczami siekł jakby rózgami płomiennemi. Siarczysty kawaler.
Ubrany był dosyć osobliwie: nawpół po naszemu, a nawpół z cudzoziemska, bo téż tak mniéj więcéj wyglądała cała flotta Pucka, w któréj urządzeniu wzorowano się z początku na marynarkach obcych, a zwłaszcza na Szwedzkiéj, najbliższéj nam wedle sąsiedztwa, i najlepiéj znanéj z powodu częstych, zbrojnych sporów.
Miał więc Pan Kaźmiérz obcisły kaftan, czyli tak zwany kolet, z łosiéj skóry, na ukos przepasany czarnym rzemiennym bandoletem, u którego wisiał obosieczny, nieco zakrzywiony kordelas. Rajtuzy uszyte z granatowéj rasy, pod kolanem były przewiązane i wpuszczone w obuwie, składające się nie ze zwykłych butów, ale ze zgrabnych półbuciów bez cholew, żeglarz bowiem jak góral, potrzebował nóg lekkich, dla uwijania się po stromych piąterkach i oślizgłych wklęsłościach ówczesnych okrętów.
Na kolecie nosił półkopieniak, z kroju dość
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/018
Ta strona została skorygowana.