Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/020

Ta strona została skorygowana.

zaczepką nieznajomego, zapłoniła się gwałtownie, (przez co — wedle uwagi pana Kaźmiérza — obrazek uległ takiéj zmianie, jakby kto w złote serduszko stokrotki wetknął czerwony pączek róży), wycofała głowę z okienka, i znikła w jego ciemnéj głębi.
— Szkoda! — Mruknął Pan Kaźmiérz. — Spłoszyłem oną śliczną apparycyę. Trzeba rzecz naprawić. Czasem dobra wiolencya, a czasem paciencya. Zażyjmy teraz téj wtóréj. Powiedają, że kiedy dyabeł niemoże białogłowy na żaden lep ułowić, to zawsze w końcu weźmie ją na ciekawość. Poczekajmyż. Może i ta panienusia, z ciekawości raz jeszcze wyściubi swój aniołkowy pyszczek?
Daléj więc stał i wpatrywał się w kamienny pierścień. Czasem wodził oczami po niższych trzech piętrach kamienicy, dla sprawdzenia, czy panienka nie wygląda jakiém inném oknem? A tak patrząc, dziwił się i piękności domu.
— Dalibóg, nie dom jeno templum. Że téż to ta cackana struktura nie wpadła mi jeszcze nigdy w oczy?..
Rzecz łatwo się tłumaczyła. Zajęty swoją wodną służbą, Pan Porucznik rzadko bywał w Gdańsku, a jeżeli się tam pokazał, to tylko na kilka godzin, dla przelotnéj uciechy; wtedy chodził najczęściéj po ulicy Długiéj, która jest najludniejszą i najweselszą w Gdańsku, a choć czasem przeszedł się po innéj, to wolał patrzéć na buziaki, niżeli na domy.
Dzisiaj wszakże, niemając nic innego przed