niec do komnaty; powtóre, chciał się nasycić, jeżeli nie posiadaniem, to przynajmniéj oglądaniem tylu przecudności, bo nasza młodzież wojenna zawsze kochała się w «splendorze». Więc wszystko po kolei brał do ręki, najdroższe rzeczy targował, a jeśli nie sypał złotem, to sypał hojnie i szczerze pochwałami, czém niezmiernie sobie ujął gospodarza, bo Majster Johann był jeszcze więcej kunsztmistrzem niż kupcem.
Widząc, że młodzieniec najpilniej ogląda figurki niewieście, odezwał się z uśmiechem:
— He he! Mam ja tu coś, echt dla pana officyjera, jeno tam jeszcze grubszy koszt, bo to mój meister-stück.
Tu wysunął na środek pokoju swoje wielkie krzesło. (Z dębu rzeźbione jak wszystkie inne sprzęty, a wybite skórą z Korduby, o tle dereniowém i złotych wyciskach). Potém z kieszeni wyjął kluczyk, a wtedy Kaźmiérz spostrzegł nie bez podziwu, że pod siedzeniem jest ukryta szuflada z misternym zameczkiem.[1]
— Przebóg! Czego téż te Niemcy nie wymyślą? — Zawołał. — A to, bez urazy, możnaby o Waści powiedziéć, co się zawdy o sknérze powieda, że: «siedzi na swoich skarbiech.»
— Ia. Ia. Siedzi. Czego niéma siedziéć, kiedy skarby są? — Odparł bez urazy gospodarz, i wyciągnąwszy szufladę, zaczął przeglądać jéj różne przegrody. W jednych, nakształt kiełbasek, wiły się długie sakiewki, przez których dziergankę przeglądały rulony hollenderskich dukatów. Gdzieindziéj były drobne łańcuszki i paciorki.
- ↑ Rysunek takiego ciekawego krzesła, znajduje się w dziele wydaném niedawno przez M. A. Racinet'a, p. t. Le Costume historique (Paris — chez Firmin-Didot — ) w Tomie V-m, na karcie F. — A.