Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/035

Ta strona została skorygowana.

Jednak uwagę tę schował dla siebie, a na głos powtarzał:
— Mirabilia! Godne królewskiego stołu!
— A ja zawdy powiedam, że to stworzone dla was Panie Officyjerze, bo jako się widzi z moderunku, Wasza Miłość służysz i Marsowi i Neptunowi, a jako się patrzy z oczu, to takoż...
— I Wenerze. — Dokończył Pan Kaźmiérz. — Co prawda to prawda. Służęć ja téj bogini z ferworem, i zabrałbym Waszecin sztuciec jeszcze dzisia, cóż kiedy w sepecik nie wlézie.
Mówiąc to, wziął jedną ze swoich rękawic, i chciał niby wsunąć w nią puzdro, które oczywiście nie mogło się tam zmieścić.
Obaj się roześmieli, a podczas kiedy kupiec zamykał napowrót szufladę, Kaźmiérz mówił z niekłamaném zachwyceniem:
— Wielki z Waści magister w tém rzemiośle. Wié to cała Hanza, i cała Korona. Mnie nawet gadano, co Król Jegomość nieboszczyk do Waści pisywał. Czy to może być?
— A może być, kiedy było. Ho! Nasz Pan Miłościwy, to nietylko był mądry König, ale i mądry Kunstmeister. Inne królowie, kiedy się sfatygują, to wyprawiają sobie Turnyery, szlichtady i różne lusztyki. A król Zygmunt nie, — jeno siadał wonczas do warsztatu, i dłubał sobie we złocie albo srybrze, to kubeczki, to łańcuchy, to Monstrancye, i to nie dla żartu, ale rzeczy fein, coby się ich i prawy Meister nie powstydał. Owóż jednego dnia, przyszła mu takowa chęć, aby sobie zrobić trinckbecher z czystego bernszteinu, jeno