co wedle słów jego: «przydał by się dla Pana Oćca jak ulał.» Przed końcem targu wszakże, oświadczył że «musi jeszcze wziąć na medytacyę, i że tu grzech coś rezolwować, dopóki się nie zlustrowało wszystkiego.»
Wrócili więc na korytarz, gdzie kupiec sam wskazał drzwi przeciwne, mówiąc:
— Tu mój szlaf-zimmer.
I wprowadził gościa do komnaty, cudniejszéj niżeli wszystkie inne. Wprawdzie okna jéj wychodziły na dziedzińczyk, ale tu już przy większém wyniesieniu, światło było mocniejsze, i skrawek lazurowego nieba rysował się za szybkami. Zresztą, ktoby tu miał ochotę patrzéć na resztę świata? Każdy wolał patrzéć w koło siebie. Było na co. Nogi grzęzły w pstrokatym Smirneńskim dywanie. U drzwi i okien wisiały, chodzące na kółkach, mięsiste zapony, tak zwane «huisverts,» gdzie były wyszyte w tkaninie rozmaite obrazy, przeważnie zielone, bo wzięte najczęściéj z życia myśliwskiego. Na murach, w ogromnych dębowych obramowaniach, rozpinały się sztywnie flamandzkie kobierce, a na nich téż ogromne wytkane obrazy, z figurami rycerzy, pięknych dam i bogów. Poniżéj, stały nietylko szafy Gdańskie, ale i śliczne szafeczki Toruńskie, wykładane mozaiką z drzewa, którego słoje tworzyły najuczeńsze rysunki. Były i stoły, i krzesła, i półeczki, o wyrzynanych brzegach, o skręcanych nogach. A na tych stołach i półkach, różne rzeczy ciekawe; tu srebrny półmisek ze dzbanem, ówdzie
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/039
Ta strona została skorygowana.