ujął za klamkę; aliści tu właśnie śmiałość jego nie w porę wypadła; mistrz Johann przyskoczył zapéżony, przytrzymał jego rękę, i zawołał:
— O, tu niemożna! Tu frau-zimmer.
Kaźmiérz cofnął się z pańską uprzejmością, przepraszając:
— Exkuzuj Waszeć ignorancyę. Anim wiedział co tu za sanktuarium. Tu pewnie żywie panna Hedwiga, Waszecina dziewka?
Mówił tak, chcąc nareszcie się dowiedziéć kim jest naprawdę owa «frajlein»? Ale jego dyplomacja na nic się nie zdała; kupiec nachmurzony wcale nie odpowiedział. Natomiast wskazał nowe schody, i rzekł niechętnie:
— Teraz, już tylko strych. Czy Wasza Miłość jeszcze ciekaw? Tam już nic nie trzymam jeno bernsztein surowy, a wysoko iść.
— Co, wysoko? A toć właśnie w to mi graj! — Zawołał Kaźmiérz. — Jaciem jeszcze niedawno latał jak opętaniec po linach i masztach. Bywało, nieraz pół dnia siedzę w Bocianiém gnieździe. Im wyżéj, tém człeku weseléj.
Mówiąc to, puścił się co żywo na schody, istotnie drabiniaste. Musiał się tam w ciemnościach ktoś ukrywać, bo tuż przed nim zatupotały jakieś nóżki, a przytém tak mocne szelesty, że nawet zasapany Pan Majster zaczął głowę zadzierać, i pytać niespokojnie:
— Co tutaj tak fiuka? Czy Hedvich znowu sobie kota chowa? Ta dziewczyna zawdy coś musi wymyślić.
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/042
Ta strona została skorygowana.