Ta strona została skorygowana.
Na złotym ganku.
Na tarasie, wzdłuż kraty, pomiędzy zielenią, biegły dębowe ławy o rzezanych oparciach. W pośrodku, wznosił się stół okrągły, raz na zawsze już wmurowany, i wyrznięty z tegoż samego szarego granitu, co i olbrzymie przedgankowe kule.
Gdy siedli, Majster Johann obejrzał się po ziółkach, które do koła pachniały z doniczek, urwał listek, i ssąc go w miękkich wargach, zaczął powoli mówić:
— Nie wieleć ja wiem, ale i to jest cóś. Owóż, trzeba zacząć od téj biednéj Dorotei. Moja żona była z pod Przemyśla.....
— A! To z moich stron. — Podchwycił Pan Kaźmiérz. — Ale, cóż u Boga, na jakiż manier nasza Przemyślanka, tutaj się Waszeci napatoczyła?
— Nie tu, jeno tam. Trza wiedziéć Waszmości, że my, wielkie kupce Gdańskie, mamy du-