Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/069

Ta strona została skorygowana.

— Kędyż to było? - Pytał zdziwiony Pan Kaźmiérz.
— A no tam, na Leopolskim Rynku. Przypomnij sobie Waszmość dobrze, czyś tam nie widział wonczas takiéj małéj bzdury w niebieskiéj szatce i złotych forbotkach?
— Wstydno to wyznać, aleć takowéj panienki nie pamiętam, acz pamiętam wiele innych rzeczy?
— Na ten przykład, co?
— Na ten przykład, kiedy nas wieźli, to pamiętam jako mię jeden Tatarzyn chciał na wozie związać, a jam się mu nie dawał, i takem się małemi rękami i nogami bronił, i takem się wściekał, że aż pomogło; bo właśnie tamtędy jachał sam ich wódz, on sławny Kantemir, a obaczywszy jako się dzieciak broni, zaczął się śmiać że aż się za boki brał, i cóś gadał do mego stróża, a ten zaraz dał mi pokój. Widno że mu się ten animusz w dziecku podobał, chciał sobie może ze mnie zrobić tęgiego Tatarzyna. Aleć ja leżąc na wozie, takem sobie medytował: «Kiedy się mnie sam wódz pogański przeląkł, to ja w nocy wstanę, i tego Kantemira i wszystkich jego Regimentarzy wyduszę, za co mię nasi zara Hetmanem okrzykną.»
— A to piękna rzecz, kiedy chłopiec tak eroicznie roi. — Zauważyła z wysokiém zajęciem Hedwiga.
— Byłby ja téż pewnie w nocy wylazł, i byliby mię jak szczenię ubili, jeno że właśnie tegoż dnia, jeszcze przed nocą, Pan Koniecpolski nadciągnął i wszystkich nas wyzwolił,