słonością wiatrów morskich, a tu co? Ani wié że jest kole morza.
— Gadaj co chcesz, już ja tam wolę nie miéć słoności w gębie, a dychać naszą aurą co jest mocna i słodka jakoby Goldwasser. On mi się zawdy chwali ze swemi Amsterdamami, Rotterdamami, Harlemami, a ja powiedam: pierwsze miasto w świecie, Dantzig. Czy nieprawda, powiedz sam Waszmość?
Kaźmiérz się uśmiechnął.
— Żeby nie Kraków, tobym dał Waszeci racyę.
— Wasza Miłość nie byłeś w Amsterdamie? — Zapytał Kornelius.
— A byłem. Gdzieżem-ci ja nie był? Ze mnie wielki nawigant. Jeno powiedam: «Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiéj.» Z téj racyi téż i Waści panie Czeladniku nie ganię że chwalisz swoje Amsterdamy. Każda liszka swój ogon chwali. Niechże Amsterdam będzie ogonem wszelakich miast świata.
Kornelius, który słabo jeszcze podchwytywał odcienia polskiéj mowy, zamyślił się, niewiedząc czy ma na te słowa odpowiedziéć uśmiechem czy gniewem? W każdym razie, czuł większą skłonność do gniéwu. Ten gość, choć prawie nieznajomy, był mu od pierwszéj chwili niemiłym. Istnieją w ludzkich sercach przeczucia.
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/074
Ta strona została skorygowana.