Gdy tak sobie nieznacznie docinali, drzwi domu się rozwarły, i Hedwiga powróciła, niosąc znowu tacę, nierównie mniejszą niż pierwsza, ale stokroć piękniejszą, całą wyzłocistą. Na tacce stały trzy naczynia, istne pieścidełka sztuki. Nalewka złota w kształcie ptaka, cała emaliami różnobarwnemi pokryta, jakby najwytworniejsza kraska. Przy niéj stał kielich ze szkła jasno-amarantowego, wyglądający na olbrzymi, wyżłobiony rubin; po jednéj stronie był na nim wymalowany król ptaków, z rozpostartemi skrzydłami, z koroną u głowy; po drugiéj stronie był napis polski. «Na zdrowye!» Między kielichem i nalewką, stała na złotéj nóżce, mieniąca się stu kolorami opalu, wydrążysta koncha, pełna malutkich marcepanów. Pan Kaźmiérz, ze zwykłą zakochanym bystrością, zauważył od razu że wszystkie miały kształt serduszek.
Pan Majster spojrzał na Hedwigę z podziwieniem, i zapytał półgłosem:
— Kto ci kazał to wszystko tu windować?
Panienka zmieszana odparła:
— Mnie się uwidziało..... że sam Dobrodziéj chciał..... Jego Miłości nie smakuje nasze piwko, i pierniczka ledwie nadkąsił, więc dałam petercymentu..... no, i tych Królewieckich marcypanków..... Może będą lepiéj do gustu?
— A będą, boś Wacpanna wybrała nic jeno serduszka.
Hedwiga zapłoniła się po same oczy.
— Wszakci ja mam być siostra, to winnam Waszmości dać serce?
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/075
Ta strona została skorygowana.