nieraz chciał jachać na morza Greckie, albo Indyańskie, aby tę bestyę obaczyć.
— A co to Waszmość śpiewasz o tym ślimaku? — Pytała Hedwiga.
— To, co IMci Pan Klonowicz o nim pisze w swoim «Flisie.» Znasz Wacpan tę xiążkę? Nie? A Wacpanna?
— I ja nieznam, jeno Pani Flora mi gadała nieraz, o takowéj pieśni co ma być «Flis.» I ucieszne to?
— Powiem Wacpannie, cud świata. Jam zawsze kochał się w poethusach. A już na wodzie, to najlepsza konsolacya. Bo to na okręciech nudno, ni podwiki ni pląsów, dzień jeden jako i drugi. Jak człek dorwie się niektórego voluminu, to i dziesięć razy w kółko czyta. Owóż ja tak onego «Flisa» zwertowałem, co go prawie całkiego mam w głowie. Szkoda że Wacpaństwo nie czytali, tam jest i o Gdańsku. Jeden z naszych Officyjerów przywiózł tę xiążczynę z Warszawy, to nieraz bywało wieczorami, siedzimy na pokładzie, a szczęki nam od ziewania trzeszczą, alić jak on zacznie nam one wiersze dyktować, a my wszyscy chorusem powtarzamy, tak i wieczór zleci jakoby z bicza trzasł.
— I co on tam — pytała Hedwiga — może pisać o takowym mizernym robaczku?
— Chcesz Wacpanna, to zaśpiéwam?
— A mój Boże! Toż dopiero będzie nam uciecha!
— A może na ulicy nie uchodzi?
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/077
Ta strona została skorygowana.