przed chwilą, «w jak dobrą komitywę powinien wejść z familią Hedwigi,» także gwałtem przytrzymał gościa. Siadł więc Pan Kaźmiérz ze wszystkiemi do stołu, nietyle dla jedzenia, ile dla podziwiania zastawy; bo jakżeż ten stół był ubrany! Co za misy malowane jak obrazki! Co za kielichy majaczące jakby drogie kamienie! A te flasze w złocistych siatkach! A te pokrywy na półmiskach, całe srebrne, wypukło wzorowane, jakby jakieś damasceńskie hełmy!
— Ach! — Myślał sobie. — Już chyba i król na Wawelu nie siedzi przy sutszym stole.
Samo jedzenie mniéj mu się podobało. Była wprawdzie i krucha zwierzyna, i drób’ dobrze karmiony, ale były téż i niemieckie specjały, niezrozumiałe dla szczero - polskiego podniebienia: jakieś gruszki z kluskami, jakieś ziółka ze śledziem. Pan Kaźmiérz byłby wolał zrazy z kaszą albo groch z kapustą; niewiele téż jadł; za to pił z przyjemnością, to złote Goldwassery, to wytrawne Węgrzyny, to słodki Alikant.
Pan Majster przeciwnie, opiwszy się piwa, teraz już tylko jadł, ale téż za czterech. Kornelius pomagał mu w milczeniu. Pani Flora jadła jedynie to co było słodkie i pachnące. Hedwiga nie jadła wcale. Rozmarzona, mówiła i chodziła jakby przez sen; nie ominęła jednak żadnego z obowiązków dobréj gosposi, nakładała na talerze, dolewała do kielichów, a Pan Kaźmiérz pomagał jéj bardzo pięknie; rozkroił nawet na powietrzu kapłona, — co jest majstersztykiem kawalerskim — a chociaż Kornelius twierdził że «u nas w Am-
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/093
Ta strona została skorygowana.