Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/098

Ta strona została skorygowana.

ja mego Rajcusia i jego złoconą kamienicę. Wszelako i tamten mi się przyda; wyswatam za niego Hedwigę, bo ja nie wierzę w tę bajkę o zgubionéj siostrze. On taki jéj brat jak i mój, widziałam to z oczu, brat by tak nie patrzał po dyabelsku na dziewkę. Frant z niego! Ukuł tę dykteryjkę, byle nos wściubić do jéj konfidencyi. A niech ją bierze zdrów, ona mi srodze zawadza. Jak tylko Johann pochował tę biédną Doroteę, zarazem sobie powiedziała: «Panie Konzulu, będziesz ty mój, i twój kamienica będzie moja.» A co ja powiem, to zawsze się stanie. I teraz by my już pewnie byli po akkordalyach, żeby nie ta smarkata co mu precz w oczy włazi; póki będzie ją miał w domu, to stary nie wyjdzie z waryacyi. A ona nie zna się na nim, co młode to i głupie, będzie wolała lada awanturnika, byle miał wąsik smolony, i ładnie pobrząkiwiał mieczykiem. Niechże sobie jadą za morza, a mnie zostawią starego, tak i dla nich i dla nas będzie dobrze.



Jakiéż tymczasem były myśli saméj Hedwigi? Te trudniéj określić, bo doznawała i uciech i smutków, których sama sobie niemogła wytłumaczyć. Wracając do swojéj prześlicznéj, panieńskiéj komnaty, na każdym zakręcie schodów szeptała z upojeniem:
— Tu go widziałam..... i tu jeszcze..... i tu..... tego najmilszego..... brata. Więc to brat? A no, chwała Bogu, wielkie to szczęście znaleźć brata.....