Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

Tu rozweselony myślą bliskiego małżeństwa, zwrócił się do Korneliusa:
— No cóż ty, nic nie mówisz? Ten Officyjer, to ucieszny kompan?
— A wié Pan Majster kto to taki?
— A no przecież sam powiedział, Kaźmierz Korycki, erbu Prus.
— Takci on mówi, ale czy to prawda?
— A czego by miał kłamać? Któżby to miał być jenszy?
— Ja wiem kto to jest, — ja zgadłem.
To mówiąc, Kornelius wstał z ławy, i tajemniczo przystępując do Majstra, szepnął:
— To zamaszkarzony Jezuita.
— W imię Ojca i Syna..... A po co by tu Jezuita przychodził?
— Jakto po co? Zwąchali że Pani Doroty już niéma, że jéj wychowanka mogłaby między nami poznać prawdę, więc nasyłają swoje szpiegi, gotowi nam ją jeszcze wykraść.
— E! Co znowu? Zwaryowałeś chłopcze. Więc ty i na to nie kredytujesz, aby to miał być jéj brat?
— Rękę bym w ogień włożył, głowę pod miecz oddał za to, że on ani jéj brat, ani żaden Korecki. Jezuicka intryga i koniec. Tylko w tym kraju takie rzeczy się dzieją. U nas w Amsterdamie, żeby kto się tak nagle do czyjéj familii przypytał, toby go zaraz Urząd aresztował.
— Ale bo widzisz, u was w Amsterdamie niéma żadnych Tatarów ani żadnych jassyrów,