zwierzchnika — jednakże, jeszcze się z nim nie rozstał.
Miłość jego stała się beznadziejna i posępna, a jednak jeszcze podszeptywała mu jakieś półsłówka, na które złośliwie się uśmiéchał. Wiedział, że Hedwiga w związku z Panem Schultzem nie może być szczęśliwą, a zatém — kto wié? Może jemu przypadnie udział pocieszyciela? Dawno znajomy, zawsze pod jéj ręką — a przytém, tak wiernie, tak szalenie zakochany — on może prędzéj niż inny..... Nie będzie to już takie wielkie szczęście jak posiadanie jéj dozgonne, ale — i kradziony skarb, zawsze skarbem, — a przytém, co za rozkoszna zemsta nad tym niegodziwcem Panem Schultzem!
Znienacka — wśród owych, już zachmurzonych, ale jeszcze przyjemnych marzeń, jak piorun z nieba spadło, zjawienie się Pana Kaźmiérza — i na ten raz, Kornelius uczuł, że gmach jego przyszłości już do podwalin się rysuje, że to nieprzyjaciel stokroć groźniejszy od Majstra Johanna, bo tamten zabierał tylko rękę Hedwigi, a ten wykrada mu jéj serce. O tak, wykrada! Kornelius od pierwszéj chwili spostrzegł olśniewające wrażenie, jakie młody junak sprawił na Hedwidze, i odtąd, codzień dopatrywał nowe objawy budzącego się w niéj uczucia, nagłe rumieńce, — smętne zadumania — i niespodziane wybuchy radości — wszystkie owe znaki sercowego rozkwitu, na które on tak dawno czekał, a które teraz — niestety — zwracały się nie ku niemu, ale ku temu posłowi nieszczęścia! Oh,
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/109
Ta strona została skorygowana.