kiedy prorocko czytasz w sercach. Owóż, upraszam jeno, abyś mię przyjęła pod banderę swojéj protekcyi, a tuszę sobie, że z takowym sygnałem, dopłynę do fortunnego portu.
I płynął daléj Pan Kaźmiérz «fortunnie». Tygodnie za tygodniami schodziły w rajskiém zaczarowaniu, tak dla niego jak i dla Hedwigi. Cudna to była pora w ich życiu, niby młodziuchny Maj miłości, kiedy uczucie nie jest jeszcze wyznane ustami, a już zdradza się w każdém spojrzeniu, w każdym ruchu, zwłaszcza w owych półsłówkach, na pozór szarych i zwyczajnych, a podszytych drugiém, różowém znaczeniem, które jest widzialne tylko dla drogiéj istoty.
Niebo téż na wszystkie sposoby sprzyjało temu zaczarowaniu; pogody były ciągle prześliczne; Pan Konzul coraz częściéj dawał się wyciągać na zamiejskie «spacyry». Chodzono więc we czworo, to na «Biskupią górę», to do «Nowych Ogrodów».
Co Sobotę jeżdżono do wioski nadmorskiéj, gdzie bogaci Gdańszczanie i ciekawi podróżnicy przybywali co tydzień, dla spędzenia dnia niedzielnego na zabawie i użyciu kąpieli w morzu; nazywało się to jeżdżeniem «na Soboty». (Dzisiejsze Zoppoty).
A że miejscowość była blizką przylądka Heli, Pan Kaźmiérz zapragnął pokazać swoim znajomym flottę królewską, stojącą w Puckiéj
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/112
Ta strona została skorygowana.