Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

się w niezrozumiały rysunek. Wtedy, wszystkie owe Klonowiczowskie «wschody, wzwody i trety», wszystkie owe młyny Krzyżackie o dziwolążnych kształtach, zaczynają majaczyć niby gród przedpotopowy lub zaklęty, zbudowany nie przez ludzi, ale przez jakieś bajeczne, pół- potworne istoty, które z po za każdego węgła, już..... już mają wyjrzéć..... Niejedno serce czuje tam ich obecność, przynajmniéj nasi zakochani czuli ją wyraźnie, i to przyjazną i usłużną, bo podczas kiedy Pani Flora, siadłszy u jednego końca łodzi z Panem Schultzem, opanowywała go swoją sidlącą rozmową, tymczasem na drugim końcu, Kaźmiérz i Hedwiga mogli zamieniać spojrzenie lub uścisk ręki, niepochwytne dla cudzych oczu jak Motławowe Chochliki.
Tak to w owych złotych tygodniach, życie uśmiéchało się do młodéj pary, podsuwając jéj codzień to nowe, a zawsze miłe «sprawy i zabawy».
Obecnie zaś, wszystkie inne gasły obok owéj zabawy tanecznéj w Artus-hofie, z któréj miasto całe obiecywało sobie wiele przyjemności, ale nasi znajomi jeszcze więcéj niż inni, bo tam Hedwiga miała po raz pierwszy wystąpić w liczniejszém zgromadzeniu.



Jednakże wszystkiemu jest koniec; przyszedł on i dla owego miłosnego Maju. Właśnie w przeddzień Artusowych tańców, Pan Kaźmiérz