Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

narady. Nazajutrz także, rozsyłał na wsze strony swojego pacholika Maćka, niby Hajduka wedle węgierskiéj sukni, w rzeczy zaś poczciwego Mazura, który zbytkiem rozumu nie grzeszył, ale miał takie przywiązanie do pana, że na jego rozkaz byłby pewnie próbował, czyby się nie dało przejść pieszo przez morze?



Nakoniec pod wieczór, Pan Kaźmiérz zaczął przywdziewać strój balowy, nowiuteńki, prześliczny. Nie był on bardzo kosztownym, ale dla skromnego mieszka, stanowił i tak niemały wybryk. Mieszek ten, jak pamiętamy, już przed sześcioma tygodniami srodze piszczał, a cóż dopiero teraz? Ach teraz, milczał, głuchą ciszą konania. Ale bo téż, co to wypadło niespodzianych wydatków! Przez te wszystkie tygodnie, Pan Porucznik nietylko już opłacał gospodę, ale i kwiatkami obsyłał Pannę-Siostrę, i Pani Florze nosił różne słodkie łakocie, a czasem i jaką wykwintną niewieścią fraszkę, i jej służebnéj, Fruzi, nieraz do ręki wetknął upominek. Przy takim drobnym ale ciągłym szafunku, pieniądze jakie był przeznaczył na drogę powrotną, rozeszły się niewiedziéć kiedy. Musiał więc brać różne rzeczy «na borg», a potém poszukał pewnego Imci Pana Millera, co swoim «geldem» ratował skłopotanych młodzieńców. Markotno mu to było, ale mówił sobie:
— E! Jakoś to będzie. Niech jeno wrócę na wieś, to wezmę, się tęgo do harunku, i wszyst-