— Bo proszę ja, dla czego dawne króle żadnego cła po nas nie wyciągały? Ale to literalnie, żadnego. Dopiero jak te nieznośne Szpiryngi, przybłędy z za morza przyszły, tak zara król ich nam na kark nasadził, i teraz rachuj się, płać i zawdy płać.
— Ia. Ia. Licho ich przyniesło z Ollendryi. — Przywtarzali tłuści towarzysze.
Ale tu, po-nad wszystkie głosy, jakby dzwon srebrny, wybił się głos Pana Burmistrza Krzysztofa Freimutha. Siedział on przy tym samym stole, rozparty na wysokiém krześle, także wspaniały, ale nad podziw kształtnie zbudowany. Ubiór miał z szafirowego Weneckiego axamitu, o jedwabnych, białych wypuszczkach, w około bioder szarfę ze złotéj siatki, a na piersiach kosztowny łańcuch. Czy od upału, czy od niemiłego wzruszenia, musiało mu się zrobić gorąco, bo nagle zerwał swój wielki kapelusz, okręcony złocistą wstęgą, zaczém pokazała się jego twarz, piękna jakby oblicze Jupitera, zazwyczaj rozpromieniona łaskawym uśmiechem, ale teraz pałająca oburzeniem, które na środku jego czoła zarysowało Jowiszową bruzdę.
— Przez Boga żywego! — Zawołał. — Proszę ja Waszych Uprzejmości, nie gadajcie takich szpetnych rzeczy, boć na samo ich słuchanie, wnętrzności się w człeku precz skręcają. A dla czegóż Król Jegomość niéma cła wybierać? Wszakci we wszystkich królestwiech i respublikach tak się dzieje, że ludzie coś przecie przynoszą do Skarbu, wedle powszechnéj potrzeby? Inaczéj, żadne pań-
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/131
Ta strona została skorygowana.