missarze królewscy, ludzie — jak słusznie mówił Burmistrz Freimuth — wielkiego rozumu, oraz nieskazitelnéj prawości; a mieli téż w sobie i coś bohaterskiego, i zaprawdę potrzebowali niemałéj odwagi, aby jakiś ład zaprowadzać w tém rozszalałém od swawoli mieście, co chciało miéć wszystkie prawa i przywileje, a nie spełniać żadnych państwowych obowiązków. Silni obywatelską swoją cnotą, nie lękali się czczych krzykaczy, i téż mimo pokątnych wichrzeń, mieli ogólny szacunek i posłuch. Oto i teraz, Ojcowie miasta rzucili się hurmem, aby przyjąć nowo-przybyłych, i dziękować im za łaskawe zaszczycenie Artus-hofu swoją zbyt rzadką, a zawsze upragnioną obecnością. Zwykłym nawet porządkiem rzeczy ludzkich, ci co przed chwilą najwięcéj krzyczeli, teraz pchali się z nąjniższemi pokłonami, a chudy Kogge zginał się przed niemi we dwoje, niby na wpół złożony kozik.
Burmistrz Freimuth nie pchał się z innemi, stał uśmiechnięty na stronie; ale nowi goście sami przystąpili ku niemu, i uściskiem szerokiéj dłoni serdecznie go powitali.
Z trzech braci Spiryngów, dwaj starsi byli już bardzo poważni; zwykle téż lubili przestawać ze starszyzną. Za to najmłodszy, jeszcze chętnie przysuwał się do niewiast, i czasem nawet poszedł z najpiękniejszą w taniec. Wszyscy trzéj mieli twarze duże, o szlachetnym wyrazie, o podkręconych wąsach, i niewielkiéj, w trójgran ściętéj bródce. Stroje były na nich czysto hollenderskie, jakoby popękane w pasy, z pod których
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/134
Ta strona została skorygowana.