z «traktu», i sam przechodził pod przeciwną ścianę. Aż gdy kapela uderzyła na «finał», dwójki męzkie i żeńskie zaczęły się rozpadać, potworzyły się z nich pary mieszane, a z tych par wstęga jedna, lecz dwa razy dłuższa, i wszyscy popłynęli w około całéj sali, pochodem iście tryumfalnym.
Naprawdę «wszyscy», gdyż od téj pięknéj przechadzki nikt się nie wymawiał, chyba chromi, albo «malkontenci», którzy niezdołali sobie dobrać upatrzonéj pary. Do małéj garstki tych ostatnich należał dziś Pan Kaźmiérz; stał on pod ścianą z nasrożonemi brwiami; widok tego pochodu, dla wszystkich oczu pełen blasku i krasy, jemu wydawał się bladym i smutnym, bo między Centumwiratem brakło Pana Schultza, o co zresztą byłby mniejszy kłopot, ale między białogłowami brakło..... ach, wiadomo kogo.....
— Źle mi się napoczyna on festyn. — Pomyślał.
Tymczasem, po zakończeniu Pieszego, starszyzna zabrała miejsca na ławach pod ścianami, a młodzi skupiali się w pośrodku, bo na chórze kapela zaczęła grać Galiardę, czyli, jak u nas wymawiano, Galardę.
Śliczny ten taniec Włoski (Gagliarda), był niezmiernie wesoły, pełen pustackich a niewinnych igraszek; dama i kawaler mogli w nim kolejno popisywać się z prawdziwemi dziwami Terpsychorowego sztukmistrzowstwa; to téż nietylko
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/137
Ta strona została skorygowana.