dwa różańce, zakończone chrzęstliwemi wisiorami. Nawet jéj rękawiczki białe, niebieskim jedwabiem haftowane, zapinały się na bursztynowe guziczki.
Któś z obecnych, spostrzegłszy u niéj ową mnogość morskiego klejnotu, nazwał ją «bursztynową panienką». Nazwa ta wnet obiegła całą salę, a niejeden sądząc z oblicza, mówił, że i serce u niéj musi być «czyste jak bursztyn.»
Za Majstrem i jego dwiema towarzyszkami, samotnie stąpał Kornelius, w ubiorze hollenderskim o dwóch niewesołych kolorach, ciemno-stalowym i ciemno- ceglastym, co go czyniło podobnym do pęku zardzewiałych kluczy, i dobrze licowało z jego posępną twarzą, przypominającą twarze więziennych dozorców.
Przybycie nowéj gromadki, sprawiło niejakie wrażenie w Artusowéj sali. Hedwiga ukazywała się tam po raz pierwszy, a i Panią Florę, (która najpierw dla choroby mężowskiéj, ą potém dla żałoby, przebyła parę lat w zamknięciu), witano jakby zmartwychwstałą. Obie panie zostały skwapliwie otoczone. Pan Kaźmiérz najskwapliwiéj nadbiegał, i już chciał witać się z Hedwigą, gdy Pani Flora odciągnąwszy go na ubocze, zaczęła mu z żywością rozpowiadać:
— Ach, Wasza Miłość ani sobie figurujesz, co ja przeszłam srogich emocyi! Żeby nie ja, Waszmość byś tu nie widział swojéj panny.
— Wielki Boże! Co się stało?
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/147
Ta strona została skorygowana.