powiesz? Właśnie tą cnotą wygrała. Pan Schultz się rozczulił, że aż oczami zaczął mrugać, a ja na niego wsiadam: «A nie wstyd to Waszeci przyjmować takie sakryficium? Każ jéj pójść ze mną i basta.» A Pan Schultz: «Ja większe zrobię sakryficium; acz kiszki we mnie piszczą, pójdę.» — I zara się odział, i takeśmy go tu przywlekli, ale ja radzę Waszmości, co masz robić to prędko rób, albowiem on lada moment zacznie znowu stękać, i gotów się z nią wynieść przed północkiem.
— Niedobra to impreza. - Odparł skłopotany Pan Kaźmiérz. — Niełacno tak wielkie plany egzekwować na łapu-capu. Ha no, wezmę się do rzeczy, aleś zawdy mi już Wacpani fantazyę zwarzyła.
— No, no, jeśli Waszmość nie potrafisz w godzinę przerobić jéj konwikcyi, to powiem że z Wodnéj Armaty nie tęgie wychodzą konkieranty.
Ważną tę rozmowę przerwał Burmistrz Freimuth, który już od początku krążył około Pani Flory; należał on do jéj stałych wielbicieli; ach i ona byłaby dla niego wszystkiemi innemi pogardziła, bo i piękny jak bożek, i dwa razy bogatszy od Pana Rajcy, i Burgemeister, jeden z miejskich królów! Ale cóż, kiedy niestety już miał żonę! Wprawdzie chuda była jak szczapa, i kaszląca jak owca, mówiono że niedługo pociągnie, wszelako trudno liczyć na takie gadanie, skrzypiące drzewo nieraz przetrwa najzdrowsze zagajniki. Wiedziała więc mądra wdowa, że Pan Burmistrz obecnie na nic jéj się nieprzyda; w każdym razie, jego nadskakiwanie pochlebiało
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/149
Ta strona została skorygowana.