jéj bardzo słodko, a co więcéj, mogło posłużyć za wabik na inne ptaszki. Rozpoczęła więc z nim rozmowę ciętą i świecistą jak rotowy ogień, a od czasu do czasu strzelała na bok okiem, dla przekonania się, czy w obliczu Pana Majstra nie dojrzy błysku pożądanéj zazdrości?
Ale Majster w téj chwili nie patrzył na Panią Florę, tylko na Hedwigę, którą tancerze już hurmem otoczyli. Był między niemi śliczny IMci Pan Morsztyn ze swoim złotym puklem, i Sire de la Crosade z perłą w uchu, i nawet najmłodszy ze Spiryngów. Zaciekawieni kwitnącą buzią, i turkusikowemi oczami «bursztynowéj panienki», wszyscy zapraszali ją do Sarabandy, któréj hasło już dwaj główni skrzypkowie dawali na chórze, wykonywając przygrywkę śliczną i cieniuchną, jakby rozmowę dwóch słowików. Hedwiga zakłopotana, rumieniąca się po same oczy, kręcąc w ręku bursztynowe wisiory, odpowiadała kawalerom, że «bardzo przeprasza Ichmościów, że chyba to będzie na późniéj, bo do pierwszéj Sarabandy już się przyobiecała IMci Panu Koryckiemu.»
Właśnie téż Kaźmiérz nadchodził, spojrzał: z dumnym uśmiéchem po współzawodnikach, i wyprowadził ją na środek sali, gdzie kilkanaście par już stawało do Sarabandowych zalotów.
Cudny ten taniec Hiszpański, wprowadzony do Paryża przez tancerkę Zarabandę, (która, mu téż i nazwę zostawiła,) stał wtedy u zenitu swojéj wziętości. Pary szykowały się do niego we dwa
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/150
Ta strona została skorygowana.