Artus-hofu, sam zaś raz i drugi targnął za kołatkę.
Jak przewidywał, niedługo przyszło mu czekać. Mina jeszcze wyśrebrzała swoje cyny i wyzłacała mosiądze. Bardzo się zlękła i zgryzła na widok chorego Majstra, dla którego — jako prawdziwa zahukana Niemka — miała cześć prawie niewolniczą. Naznosiła mu téż betów co niemiara, naparzyła ziółek w trzech gatunkach, i za to miała tę pociechę, że po jakiéj godzinie ustały Majstrowe stękania. Czy dzięki swobodzie, jaką chory odzyskał opuściwszy duszną salę i rozzuwszy się z ciasnéj szaty, czy dzięki ziółkom i wypocznieniu, dość że uczuł się lepiéj, ale to tak lepiéj, że znów zaczął samego siebie łajać:
— Po com ja głupi wyszedł z Artus-hofu, i ostawił ją na cudzéj łasce?
Odesłał Minę, i chciał zasnąć, ale na żaden sposób niemógł. Ciągle widział Hedwigę tańcującą z innemi, uśmiéchającą się do innych, zwłaszcza do tego mniemanego brata, co go tak haniebnie oszukał.
— I jeszcze, — myślał sobie — powiedziała że tam jest jéj szczęście! E! Może i nieprawda? Młodziki rade kłamią, byle się pochwalić. No, a choćby i powiedziała, to ktoby tam zważał na dziecinne gadanie? Boć to jeszcze dziecko. Póki go widzi, to się jego tandressami niby cackiem bawi, a jak trzy dni go nie obaczy, to i zapomni z kretesem. Ale niech-no ja do niéj naprawdę sunę w koperczaki, to dopiero ją rozamoruję, bo jużby
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/164
Ta strona została skorygowana.