Pod srebrnym xiężycem.
Tymczasem w Artusowéj sali, Hedwiga niespokojnym wzrokiem szukała oczów Pana Kaźmiérza, który wcale nie patrząc na nią, siadł pod piecem, i żywą rozmowę prowadził z Panią Florą.
— Boże mój! Czy on się na mnie sierdzi? O..... Ani, pojrzy.....
Za to, kto inny spoglądał aż nadto. Kornelius, wpół ukryty za filarem, ścigał ją wciąż oczyma, których złośliwa chmurność, prawie dotykalnie ciężyła jéj nad głową. Wkrótce jednakże, kilku Oficerów z Marynarki otoczyło go wesołém gronem, i wśród żartów i śmiéchów uprowadziło do bocznéj komnaty, z któréj dolatywał ciągły brzęk butlic i kielichów. Kornelius opierał im się długo, po drodze jeszcze ciągle głowę w tył obracał, i niespokojne spojrzenia ciskał na Hedwigę. W końcu wszakże, czy dał się porwać kielichowéj pokusie? Czy dał się