— Usiecz-że mi Wacpanna pijaka Holofernesa, bardzo proszę. — Odrzekł z bladym uśmiéchem. Widoczną jednak rzeczą było, że do żartów tylko się przymusza, a w duszy nie rad jest jéj postanowieniu.
W téj chwili Pani Flora przystąpiła do nich, śmiejąc się na całe swoje puszyste gardziołko.
— Udało mi się! — Wołała. — Jak Boga kocham, udało się! Poprosiłam socyuszow Pana Officyjera, aby wywiedli na kunsztyczek tego murzyna Korneliusa, co nas tu szpiegował jak Turczynki w Szaraju, i wywiedli go, jak Boga kocham, wywiedli! Teraz możemy się bawić tak, co to hulaj dusza!
— Więc to Wacpani koncept? — Podjęła Hedwiga. — Niechże Pan Bóg Wacpanią nagrodzi, boć od tych jego złych oczu, to dalibóg można zachorować. Ale..... na Boga żywego! Wszakci on ma klucz? Jakże my powrócim?
— Wyciągną mu i klucz, wyciągną! Czego to nie potrafią Panowie Officyjery? — Mówiła z uciechą Pani Flora, i w szczerym śmiéchu pokazywała dwa rzędy wiewiórczych ząbków, i byłaby długo mówiła jeszcze, ale naraz, dziesięciu mężczyzn, młodych i starych, ładnych i nieładnych, przybiegło aby prosić ją w taniec; wybrała najładniejszego, i puściła się z nim w Kuranta, gdzie umiała zataczać owe sławne esy, przed których kometową hyperbolą, inne pary, wystraszone, musiały co żywo pierzchać.
Pan Kaźmiérz także puścił się z Hedwigą,
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/169
Ta strona została skorygowana.