Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

— Gorzki to był chléb, samaś mi Wacpanna gadała.
— Bywałci nieraz gorzki, zawdy przecie co chléb to chléb, a co grzéch to grzéch. Zresztą, po co kraść, tam gdzie można z dobréj woli dostać? Mógłby mi on potém powiedzieć: «Ty żmijo, czemuś nie supplikowała? Byłbym ja może i pozwolił.»
— A jak nie pozwoli, to co?
— Ha! Jak nie pozwoli, to poproszę Pana Boga o jaką uczciwą inspiracyę, ale pierwéj muszę poprosić człowieka, muszę udać się w pokorę, to mój psi obowiązek.
Właśnie gdy tych słów domawiała, stanęli przed Bursztynowym Domem.
Kaźmiérz nagle puścił jéj rękę, i rzekł twardym głosem:
— Głupiaś Wacpanna.
Ona cała drżąca zwróciła się ku schodom.
On szedł za nią, i mówił coraz głośniéj:
— A więc idź do twego Dobrrrodzieja, tarzaj mu się u nóg, obaczysz na co się to przyda. Ale pomnij, że moją duszę będziesz miała na sumnieniu. bo ja sobie łeb tutaj rozbiję o te kamienie — abo popłynę do Indów, niech mię tam pogany rozsieką.
Hedwiga wchodząc na pierwszy stopień, obejrzała się, i z rodzajem uniesienia rzekła:
— Nie wchodź za mną Waszmość na beischlag, ja tego zakazuję. Nie chcesz Waszmość aby mi czyniono wiolencyę, to i sam jéj nie czyń.