Pan Kaźmiérz sądząc że go wzywa, skierował się co prędzéj ku wejściu, ale wtedy wyciągnięta ręka, kilkakrotnym i gwałtownym ruchem wskazała mu dom Pani Flory, poczém i ręka i głowa znikły, i okienko pozostało pustém.
W téjże chwili, od strony wskazanego domu, Pan Kaźmiérz usłyszał dolatujące go:
— Pst! Pst!
I dostrzegł Panią Florę, która — wpół schowana za oponę okna — przyzywała go przyciszonym sykiem, i nieśmiałem kiwaniem ręki.
Zaniepokojony, rzucił się pędem ku jéj progom.
Kamienica Pani Flory Kiczborkowéj należała do bardzo skromnych. Nie nosiła na swojéj nagiéj ścianie ani posągów, ani złoceń, tylko dwa szare wazony, dość pierwotnie z kamienia obrobione, zdobiły jéj pierwsze piętro, a trzeci wazon, takiż sam, ale wytryskujący bukietem o blaszanych kwiatach i liściach, unosił się w górze, nad szczytowym trójkątem. Ganeczek miała nieduży, otoczony brzeżkiem kamiennym, tak-że tylko z gruba ociosanym, a poręcze od schodków opierały się na dwóch kulkach, nie większych od człowieczéj głowy. Bo téż i cała kamienica była o pół węższa od Bursztynowego Domu, co sprawiało, że na każdém piętrze miała tylko jedno jedyne okno, a na dole niemiała wcale okna, tylko drzwi wąziuchne, prowadzące do sieni zupełnie ciemnéj. Dla oświecenia jéj,
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/190
Ta strona została skorygowana.