— Ba! Żeby jeno za supplikowanie! Aleć ja powiedam że nieszczęście się stało. Figuruj sobie Waszmość, w nocy, kiedy my wracali z Artus-hofu, on nie spał, jeno siedział w oknie, które sobie na kęsek odparł...
— Boże miłosierny! I my tego wcale nie postrzegli...
— I słyszał cały wasz dyalog, i wszystkie szpetności coś Waszmość wygadywał na jego personę...
— O! To zły casus.....
— I co gorsza, widział... Rozumiesz Waszmość? Widział jakoście się paśli buziaczkami. Wszystko by on jeszcze przepardonował, ale już co tego, to nie.
Pan Kaźmiérz zerwał się, i zaczął jak błędny chodzić po komnacie.
Nagle stanął znów przed Panią Florą.
— Wyexplikuj-że mi Wacpani, bo ja nic nie rozumiem. Kiedy nam się okazał we drzwiach, to był taki łagodny jak ta trusia. Zkąd-że mu potém, ni ztąd ni zowąd, ona passya?
— A! Bo to człek mądry, co na czas umié się zmitygować. Sam do mnie mówił tak: «Jam wiedział że ten furyat stoi tam pod beischlagiem, że niech jeno pisnę, to skoczy, i nadzieje mię na swoje żelaztwo. Nie głupim! Tedy póki nie zamknąłem drzwiów, nic nie gadam, ani mrumru. Aż jakem zamknął, dopierom się poczuł pan u siebie. A wszelako jeszcze nic nie gadam, aby hałłasów nie robić po sieni, jeno idę za Hedwigą na pierwszy trep, na drugi, na trzeci — a ta
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/195
Ta strona została skorygowana.