giełkę, to zaraz będzie krzyk, że Katoliki napadły na luterski dom, i całe miasto pójdzie na was ławą.
— A to niech pójdzie. Damy sobie radę z mieszczuchami.
— To jeszcze kwestya. Gdańskie — jak Waszmość nazowasz — mieszczuchy, to nie żadne piecuchy, to naród hardy i tęgi. Broni tu jest huk. Bójek już było niemało, to jest i zaprawność do boju.
— A no, obaczymy, kto kogo zdławi.
— Ależ pomyśl jeno kawalerze, co to krwie chrześcyańskiéj popłynie, co wiktym niewinnych padnie!
— A co ja temu krzyw? Niech mi oddadzą tę moją jedną wiktymę, to ja i palcem nie ruszę.
— Ależ pójdzie skarga do Króla, że Waszmość wichrzysz dla prywaty, że Waszmość rebellizant ?
— A dajże mi Wacpani pokój. Potrafię ja się przed Królem wyexplikować. Król mi da wiarę. Król dobrze wié, jako Gdańsk jest szelmoskie miasto.
— Ależ pomnij okrutny człowiecze, że i mój dom pójdzie w perzynę! Zrabują mię — zniszczą — zabiją! Więcéj powiem: Waszmościną Hedwigę zasieką, byle jéj Waszmości nie oddać, bo tu naród haniebnie mściwy. Dalibóg, zasieką, i ją i mnie! Piękna mi nagroda za mój affekt dla was! Kto was dotąd protegował, konsyliował, konsolował? Nikt, jeno Flora Korwiczkowa.
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/200
Ta strona została skorygowana.