działam jako Panna Hedwiga niemal całkiem ztamtąd wyszła.
— Czy może być? I jakżeś to Wacpani widziała? Z ulicy?
— Nie, ja byłam u niéj, tam pod dachem.
— U niéj?
— A tak. Powiedziałam Panu Schultzowi, że chcę ją zfukać co się zowie, i nauczyć jako ma czynić. Więc sam co tchu mię tam wpuścił. I zfukałam ją porządnie, ale nie za to że niechce Pana Majstra, jeno za to że wczora z Waszmością niechciała uchodzić.
— Zacna z Wacpani białogłowa! I mądra.
— Przytém jéj mówiłam, aby się nie dała desperacyi, bo ja nie dopuszczę jéj krzywdy, i z Waszmością wymyślę dla niéj zasalwowanie.
— Zacna z Wacpani białogłowa, co praktykuje święte przykazania: — Więźnie odwiedzać — smutnych rekonfortować.
— Owóż z oném okienkiem była taka rzecz. Jakem jéj powiedziała, że Pan Schultz chce Pastora sprowadzić, zerwała się ze skrzyni jakby oparzona, i krzyknęła: — «O, tego nigdy! Wolę śmierć niż luterski szlub! Niech spróbuje, to ja pierwéj tu wyskoczę tém okienkiem precz!» — Tedy ja jéj powiedam: — «Nie groź Wacpanna próżno, bo tém okienkiem żadna człowiecza persona się nie prześrubuje.» — A ona powieda: — «Nieprawda! Ja się prześrubuję.» — «Ale gdzież znowu?» — «A tak!» — «A nie!» — I precz się certujemy, a tymczasem ona hyc do okienka, i wyfiguruj sobie Waszmość, tak mi się subtelnie za-
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/202
Ta strona została skorygowana.