winęła, że cała, z ramionami, z rękami, wylata za ścianę, zupełnie jak ten węgorz. Aż ja ją łap za sukienczynę, aby mi na prawdę nie wypadła. Dopiero widzę, że ona cała blada, i tak się trzęsie jak nóżki cielęce, i powieda: — «O Jezu! Jakaż to tam przepaścistość! A z tém wszystkiém,» — powieda — «widzisz Wacpani, że ja się tam zmieszczę. Żeby tak jeno Pan Jezus dał skrzydełka, tobym wyfrunęła, ojoj! prościuchno do Pana Kaźmiérza.»
Podczas opowiadania Pani Flory, Pan Kaźmiérz nagle usiadł, oczy ręką zasłonił, i zapadł w głębokie zamyślenie.
Po chwili, odsłonił twarz dziwnie rozjaśnioną.
— A wiész Wacpani, że co mi powiedasz, to wielka nowina. Kiedy Panna Hedwiga może przejść okienkiem, to wygrany proces.
— Ja nie widzę jeszcze wygranéj. Chyba że Waszmość przyprawisz jéj skrzydła.
— Znajdą się i skrzydła. Czy i u Wacpani jest okienko takowe pod dachem?
— A jakoż niéma być? Coby to był za dom, bez oka?
— Chciałby ja tam pójść, i obaczyć.
— A i owszem. Ciekawam ja, coś Waszmość wykoncypował?
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/203
Ta strona została skorygowana.