Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/205

Ta strona została skorygowana.

— To zły casus. Niechciałbym się spuszczać z naszego sekretu przed jaką płochą dziewką.
— Możesz się Waszmość spuścić. Niech jeno rzecz idzie o amory, to moja Fruzia dyskretna jak tomba.
Pomimo ważnych myśli, które go zatrudniały, Pan Kaźmiérz niemógł się wstrzymać od uśmiéchu.
— Czy Wacpani to wiész ze swojéj osobistéj experyencyi?
— Ach, jakoż niémam wiedziéć? Gdzie niewiasta w kwiecie żywota osiądzie na wdowieństwie, tam co dnia trza się bronić od armii adoratorów, co — raz głośnym szturmem, to znów cichemi perfidyami — czyhają na fortecę jéj affektu. W takowych to imprezach, wyexperymentowałam ja dyskrecyę mojéj służebnéj.

Po tych słowach, Pani Flora, przechyliwszy się przez poręcz schodów, i przywoławszy dziewczynę, kazała jéj co żywo podać drabkę, po któréj Pan Kaźmiérz z niesłychaną zwinnością dobiegł do wyjścia wyciętego w dachu.
Fruzia miała ochotę gonić za nim, aby zobaczyć co ten strojny kawaler tam chce czynić? Ale Pan Kaźmiérz stanąwszy na koralowéj łusce dachówek, (owych słynnych Gdańskich dachówek, o które się i z za morza dobijano,) zobaczył po swojéj prawéj stronie, boczną ścianę od kamienicy Pana Schultza, sterczącą jeszcze o całe piętro wyżéj; co prędzéj zatém wyciągnął za sobą drabinę, przystawił ją do rzeczonéj ściany, i tym sposobem nakoniec wydostał się na dach Bur-