na Majstra. Owszem, pałał on do niego ciężką złością, i za razy odebrane rano, i także, a nawet przedewszystkiém, za uwięzienie Hedwigi. Ach, co złości było w jego sercu! O Panu Kaźmiérzu i myśléć już niemógł, pienił się na samo jego wspomnienie. A i do niéj miał także sporo żalu, chociaż prawdę mówiąc, jeszcze więcéj tego żalu było nad nią, niż do niéj. Miotany, wstydem za swój przeszłonocny uczynek, rozpaczą nad losem uwięzionéj, po całym dniu przemordowanym nad przymusową pracą, czuł że dłużéj w domu nie wytrzyma, i uprosił Minę, aby mu jeszcze pozwoliła pozostać na ganku. Wiedział, że Mina musi zawsze długo w noc szorować i pucować, zanim zdoła po wieczerzy doprowadzić znów kuchnię do jéj złotego blasku, prosił więc:
— Ja tu jeszcze troszkę posiedzę na chłodzie, bo głowa mię tak łupie, że w izbie gotowa pęknąć. Jak skończysz twój glancunek, to mi drzwi odemkniesz i wrócę.
Posiedział tedy jakiś czas na ławie, ale i tego było mu za mało; jak wszyscy zakochani, chciał patrzéć w okno swojéj lubéj. Ach, smutne okno! Więzienne! O, gdyby mógł tam się dostać! Uwolnić ją! Powiedziéć jéj: «Uciekajmy!» Kto wié? Za taką przysługę, może by uzyskał choć uśmiéch wdzięczności? A może i nie?..... Możeby wolała cierpiéć wieżę, niżeli z nim uciekać? O, gdyby nie tamten! Djabli przynieśli tego nawiganta, co jak wąż morski wkręcił się
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/212
Ta strona została skorygowana.