I skręcił w jedną z bocznych ulic.
Kuba Grubasek zbliżył się ciężkim krokiem, zagrzechotał raz i drugi, popatrzył w ciemne okna, i przeszedł.
— Maciek, dawaj linkę, już można.
— A jak tamten wróci, to co?
— To będzie miał swoją śmierć na własném sumnieniu, bo ja wiem, że nie wyjdzie żyw, kto zobaczy, co ja teraz robię. Ale ty patrzaj za nim, i gadaj mi czy wraca?
Maciek wytknął głowę, i zaczął się śmiać.
— Nie wraca łojdak, idzie het w ulicę, widzę go po miesiącu, het, daleko! Idzie prec! Oho! Juz mi zginon..... Gdzie un? Psepad, jak ten kamiéń w wodę.
Istotnie, Kornelius uczuł, że szybsza przechadzka na wietrze, ochładza mu rozgorzałą głowę. Był pleczysty, miał kij sękaty w ręku, nie bał się przechodniów, którzy jego raczéj mogli się ulęknąć, więc pomyślał:
— Przejdę sobie kołem aż do Placu, i drugą stroną wrócę doma.
Bardzo to dobrze złożyło się dla Pana Kaźmiérza, który co żywo rozpoczynał robotę. Z marynarską wprawą zadzierzgnął na linie szerokie, luźne oko, i rzucił je w powietrze tak zręcznie, że wystająca szyja smocza, została nań uchwy-
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/214
Ta strona została skorygowana.