Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/221

Ta strona została przepisana.

Teraz, — myśli sobie — choćby się na nas natknęli, to ich przeskoczę. Nie będę się bawił w pertraktacye. Piechty nas przecie nie dogonią?
I patrzy, patrzy, na iglaste daszki téj osobliwszéj wieży, co poprzedza Wysoką Bramę, a która już przed nim czerni się na powietrzu, coraz czarniejsza, coraz wyższa i bliższa.



Czasem jednak, spogląda i za siebie.
— Co to? Czy kto goni? — Pyta z obawą Hedwiga.
— E, nie. Ja jeno patrzę, czy ten gamoń Maciek nie jedzie? Co on tam tak marudzi?
Ona nic nie odpowiada, tylko chowa się pod jego burkę, aby nie widziéć tych wysokich, niebotycznych domów, co tak dziwnie po nocy wyglądają. Przysięgłaby, że ze wszystkich okien tysiąc oczu złośliwie na nią patrzy, a to tylko xiężyc miga tak po szybkach, uciekających z obu stron ich drogi.



Nakoniec, zrobiło się ciemno — podkowy zatętniły pod sklepieniem — wpadli w jeden z widlastych przejazdów Hohe — Thoru.
Kaźmiérz wpatrzył się w głąb'..... i nic nie dojrzał. Brama była zamknięta.



Jednakże, nie tracąc dobréj myśli, zawołał rozkazującym głosem: