Tu, zbliżali się tylko dwaj Panowie z Senatu, Burmistrz Freimuth i Wójt Hans Hecker, którym droga do mieszkania, przez tę właśnie ulicę wypadała. Za niemi jechało pięciu ludzi ze służby.
Widząc tak niespodziane zbiegowisko, Pan Krzysztof Freimuth naciągnął brwi Jowiszowe, zatroskany wielce obawą, czy nowa jaka walka stronnictw nie zaburzyła miasta? Podniósł się na strzemionach, i krzyknął swoim burmistrzowskim głosem:
— Co to? Z drogi, ludzie! A co to się stało? Gdzie tu Stróże nocne?
Kuba i Łukasz ( przyskoczyli z obu stron do konia, i stali zatrwożeni, kręcąc birety w ręku.
Zanim się zdobyli na opowieść wypadku, Pan Majster wydał krzyk radosny, jak tonący który spostrzega deskę, zbiegł z tarasu, rzucił się ku jeźdźcom i wołał:
— Panie Burgemeister! Panie Wójcie! Pan Bóg was przysyła! Sprawiedliwości! Łotr mi wykradł Hedwigę! Moje dziecko! Moją pupilkę! Mój skarb! Panie Krystof! Panie Hans! Bądźcie mojemi zbawcami! Pomóżcie!
Tu jeden ze strzelców Burmistrzowych podjechał, i śmiejąc się od ucha do ucha, zawołał:
— A to pewnie ten kawalir, co my się na niego natknęli w saméj Hohe-Thor?
— Jaki kawaler? — Pytał Burmistrz.
— To Wasza Miłość nie widział? A to było pocieszne. Jeno roztworzyli całkie skrzydło we wrotach, wedle przepuszczenia wozu, a tu z Bramy leci cóś na nas kieby furyat. Jak się otarł
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/241
Ta strona została przepisana.