Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/246

Ta strona została przepisana.

Już téż i most opadał, i furtę otwierano.
Majster pierwszy wyleciał. Za nim strzelcy, kolejką. Hollender zamykał pochód, i to w niejakiéj odległości.
Belki pod niemi zahuczały.
Gdy znikli za wysokim wałem, Burmistrz wydał ostatni rozkaz:
— Nie podnosić jeszcze mostu, hej! Czekać mi tu z kluczami, aż nazad przejadą!
Poczém, sam do miasta zawrócił, ale zatroskany, nierad że się wdał w tę sprawę, jechał wolno, ze spuszczoną głową.
Za to jego ludzie pędzili coraz szybciéj, porwani zawrotnym biegiem Pana Schultza, który leciał na wyścigi z wichrem, szalejącym po roztworzystych polach.

..................


Ach, ten wicher! On to swoim szumem sprawił, że Kaźmiérz niedosłyszał dosyć wcześnie tętentu nadbiegającéj pogoni.
Bo przestrzeń między nim a pogonią, już z każdą chwilą się zmniejszała.



Wszystko co zaszło w mieście od znalezienia liny, trwało w rzeczywistości nierównie krócéj niż w opowiadaniu. Wszystko to gruchnęło jakby rotowy ogień, — to téż uciekający jeszcze i mili nieubiegli, a już pogoń przebywała Bramę.