nią. A to był człek płodny w fortele, nigdyś niewiedział z jakiéj strony cię skubnie.
— A cóż ta głupia Hedwiga porabia?
— A cóż? Jak to ona. Lamentuje, desperuje i prosi się do klasztora.
— Gdzież ona jest? Zawdy na oném poddaszku?
— Oho! Nie głupi ja już tam ją wsadzać, aby mi całe miasto z okienka ztumultowała. Zamknąłem ją w jéj komorze, a Korneliusowi przykazałem, aby stał na podwórku i patrzał ciągle w jéj okno, czy ona tam jakich excessów nie robi, bo to licho umié z oknami dokazywać, i gotowe jeszcze na łeb skoczyć. Ale ja każę tam dać kraty. Zaraz dzisia. Juzem posłał po tęgiego ślusarza. Ja w całym domu w okniech każę włożyć kraty. Chciała klasztora, będzie miała u męża klasztorek.
— Jakto, u męża? Czyżbyś Waszeć jeszcze chciał za żonę, takową co z gładyszkami latała po gościńcach?
— Ta-ta-ta! Latała! Że sobie przegalopowali spacyrem za Bramę, to jeszcze niéma infamii. No i tak, Bogiem a prawdą, co mizerna dziewka może zrobić, jak ją mocniejszy gwałtem na konia wsadza?
Pani Flora miała ochotę uczynić uwagę, że niewiele musiało tam być gwałtu, gdzie porywana wychodziła okienkiem, z którego tylko przy bardzo dobréj woli można się wydostać, ale przycięła sobie usta, i zmilczała.
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/257
Ta strona została przepisana.