Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/273

Ta strona została przepisana.

— A to byłbyś dobrze uczynił. Jużbym na twoją szpetną figurę nie patrzała.
To mówiąc, ręką wciąż wyciągniętą wskazywała mu schody, a gniew jej tak przeraził Korneliusa, że chwycił się oburącz za głowę, i zaczął na dół uciekać, wołając:
— Już ja zgubion u niéj na zawdy! Na zawdy!

Ona tymczasem, podniosła oczy żałosne ale złagodniałe na zdumionego Majstra, i kłoniąc mu się do kolan, mówiła:
— Panie ociec..... panie ociec.....
Majster przygryzł sobie usta.
— Po co to gadać? Wiész przecie frajlein jako ja tobie nie ociec.
— Ja niechcę tego wiedziéć, i będę zawdy respektować Pana Majstra jakoby oćca, boć Waszeć mi był przez mędel lat benefactorem. Persekwuj mię Waszeć ile chcesz, bij mię nawet jeśli ci to miło, wszystko przeniosę bez sarkania, jeno mi za dozorcę wieży nie dawaj onego pachołka, bo takich despektów ja już nie przeniosę.
To rzekłszy, wypchnęła Minę i ślusarza, i drzwi za sobą zatrzasnęła.

Pan Majster zdumiony milczał, tymczasem Pani Flora wciągnąwszy go do przeciwległéj komnaty, mówiła natarczywie:
— A co? Jak z Waszecią zpokorniała? Jak się pięknie zasubmitowała? Dajże już Waszeć pokój tym głupim kratom i tyraniom. Do kogo