Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/281

Ta strona została skorygowana.

raz oto jeszcze, od łez mroczących mu oczy, niemógł pana dopatrzéć ni dogonić.



Tymczasem Pan Kaźmiérz przebiegłszy wioskę, wpadł w gęste zagajenie, gdzie droga nagle się skręcała, i na tym skręcie ujrzał widok niespodziany, który go zarówno zdziwił jak ucieszył.
W głębi krajobrazu, świeciła kręto rozlana, iskrząca się od «wartkiego» biegu, rzeka Warta; bliżéj stał ogromny dwór wiejski, tyłem zwrócony do rzeki, a przodem do wielkiego dziedzińca. Musiał ten dwór być niegdyś obronny, bo na dwóch narożnikach miał dwie małe murowane baszty, o czapkach z dachówek i kręcących się chorągiewek; ale budynek co je łączył, był cały drewniany, modrzewiowy, pokłuty gdzie nie gdzie oknami o maleńkich, ziarnistych szybkach; wyglądał nieco przysiadło, bo nieposiadał piętra; za to miał dach niezmiernie wysoki, z gontów niby spiżowych, tu rudawych, tam zielonawych, od porostów i omszałości. Przed drzwiami wejściowemi, wysuwał się ganek o toczonych słupach, z wystającym daszkiem, w którego trójkątnym szczycie, świecił na tle złotem, okrągły Obraz Matki Boskiéj. Dziedziniec musiał także niegdyś służyć za warownię; tu i owdzie sterczały jeszcze kawały blankowanego muru, ale w licznych miejscach mur był już rozsypany, i tam zastępowały go płoty, bujnie obrosłe krzewinami. Tylko brama wjazdowa, ciężka i sklepista, przechowała się nienaruszenie.