— Piętnaście lat temu. Już całe piętnaście lat!
— Aha.... to właśnie jakom myślał.....
— Jakto? Coś Waszmość myślał?....
I strzeliła ku niemu przenikliwém spojrzeniem.
Ale Pan Kaźmiérz przygryzł sobie usta, i ciągnął daléj:
— Nic..... Jam sobie myślał, jaka to ta dzieweczka musiała być jeszcze młoda?
— Co to, młoda? Mój Boże, to było niemowlę. Roczek miała, niecały roczek.....
— I takie maleństwo Pan Bóg zabrał?
— Nie Pan Bóg zabrał, jeno ludzie zabrali. Tatary ją uwiezły w jassyr..... Tylko pomyśl Waszmość, takie niewiniątko, taka śliczność, to wpadło w ręce tych szkaradnych okrutników. I to w pogaństwie się chowa! Plugawie żyć musi! Ja o tém piętnaście lat myślę dzień i noc, dzień i noc, i już też z tego myślenia, do połowy się obróciłam w kamień.
— Oh! Ja rozumiem takowe utrapienie, bo czy uwierzysz Waszmość Pani, i ja w onym strasznym roku, jeszcze jako małe chłopię, byłem zabran w jassyr.....
— Czy może być?
— I to z małą siostrzyczką, która nigdy się nie odnalazła.
— Nigdy? Ach, to najczęściéj tak bywa.
— Nie koniecznie. Oto mnie odnalazły rodzice. I Waszmość Pani jeszcze kiedy odnajdziesz.
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/289
Ta strona została przepisana.